391.

 Paczkomat krzyku. 

Ostatnio zafundowałam sobie wiele przesyłek kurierskich. Większość z nich to były niespodzianki. Lubię niespodzianki, więc w czym był problem? Pierwsza paczka, najmniejsza, czyli gabaryt A - niepokój. Mały kartonik, szybko rozpakowany i często nadawany pod mój adres. Za każdym razem byłam zaskoczona, kiedy wyskakiwały powiadomienia w telefonie, że czas znowu odebrać gabaryt A z paczkomatu. Bywały tygodnie, gdzie takie przesyłki były codziennością. W nieco większym już gabarycie B chowało się rozczarowanie i poczucie winy. Całe szczęście ten większy kartonik, nie przychodził już tak często. Z coraz większym zrozumieniem podchodziłam do jego zawartości. Natomiast najbardziej spektakularny był gabaryt C. Ten największy. Przyszedł niespodziewanie, w sklepie, pomiędzy papryką a pomidorem. Jak w filmach, nagle paczka spadła z nieba. Odpakowałam w niej złość, bezsilność, zmęczenieGabaryt C był ostatecznym wewnętrznym krzykiem. Dałam się tej paczce rozpakować do końca. Było warto. Kartony, każdego gabarytu powoli się opróżniają i czekają, aż znowu zostaną wypełnione po brzegi. Z nadzieją, że ich zawartość będzie zdecydowanie spokojniejsza. Robienie unboxingu z powyższych paczek nie było ani razu przyjemne... 

Paczkomat to moja głowa, której uczę się na nowo. Uniwersalny kod odbioru paczki, jeszcze nie powstał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za każdy komentarz :)

Copyright © 2016 In Concrete Jungle , Blogger